środa, 18 listopada 2015

wtorek, 17 listopada 2015

Citroen C-Elysee

   Mały, tani, wręcz budżetowy sedan, który bardzo zaskakuje. Trzeba zacząć od kilku ważnych spraw, po pierwsze ceny, zaczynają się od 39.900 zł, ale nie patrzyłbym na to, spojrzałbym raczej na drugą stronę cennika, w okolice 50 tysięcy. Co dostajemy ? Teoretycznie limuzynę, może długość 4.43 m nie powala, ale duży rozstaw osi pozwala na wygospodarowanie na prawdę sporej ilości miejsca, w szczególności na tylnej kanapie, co jest rzadkością w tej klasie. Wykończenie nie powala, ale nie odbiega także od konkurencji, jest po prostu wystarczające, choć twarde. Podejrzewam że będzie skrzypieć, i trzeszczeć po jakimś czasie, ale to nie jest nic specjalnego w tym przedziale cenowym. Co do silników, mamy 100 konnego diesla, 82 konny silnik PureTech, który o dziwo jest kilka tysięcy droższy od silnika 1.6 115 KM, trochę tego nie rozumiem, i podejrzewam że większość klientów zdecyduje się właśnie na ten ostatni silnik, patrząc na jego osiągi i bezawaryjność. Co do diesla nie jest rewolucyjny, po prostu poprawny, a PureTech, nie wiem co tutaj robi, dla tego samochodu 3-cylindrowe 1.2 jest niewystarczające, nie daje wystarczającego komfortu, i dynamiki.
Co dostajemy za 50 tysięcy?  Klimatyzację, ale tylko manualną, radio z USB i Bluetooth, czujniki parkowania, elektryczne szyby, i lusterka. I chyba tyle, do tego możemy dodać duży bagażnik , ponad 500 litrów. Wielu reporterów narzeka na bardzo miękkie zawieszenie, i nieprecyzyjny układ kierowniczy, ale chyba zapominają że nie jest to samochód do sportowej jazdy, ale do komfortowego przemieszczania się z punktu A do B , do tego żeby pojechać do sklepu, zawieźć dzieci do szkoły, albo na wakacje z rodziną. Można przyczepić się kiepskiej skrzyni biegów, i braku 6 biegu który na pewno pomógłby obniżyć spalanie, producent podaje że C-Elysee spala średnio 6.5 litra benzyny na 100 km, natomiast realnie musimy liczyć się z 8 litrami, czy to dużo, jak na duży samochód z silnikiem 1.6, także poprawnie. Jako drobne niedopatrzenie trzeba przyjąć kiepskie sprężyny klapy bagażnika, która lubi sama opadać, uderzając nad akurat w głowę. Krótko podsumowując, poprawny samochód, w dobrej cenie, mało rewolucyjny, ale decydując się na taki samochód szukamy czegoś co będzie bezawaryjne i wygodne. Na drogach widać ich coraz więcej, czyżby zapowiadał się hit ?

poniedziałek, 16 listopada 2015

Miało być idealnie, ale...

    Często wydaje nam się że na pierwszy rzut oka pewna rzecz jest idealna, zdaje nam się że jest perfekcyjna pod każdym względem, ale potem odkrywamy że coś jest nie tak, czasami wystarczy tylko drobiazg żeby popsuć całą harmonię. Tak samo jest w przypadku Renault Clio GT, wystarczy na niego spojrzeć, widzimy zgrabny mogący się podobać samochód, do tego oprawiony w takie elementy jak większe felgi, zmienione zderzaki, inny wydech, i kilka napisów GT, wewnątrz też nie jest źle, nie wiele zmieniło się w porównaniu ze standardowym Clio, wystarczająco dużo miejsca, dobre wyposażenie, średnia jakość, ale za cenę 70 tysięcy zł nie możemy wymagać tego samego co od auta za 200. Do tego w wersji Grandtour mamy do dyspozycji spory bagażnik. Pod maską też nie jest źle po mimo że jest to jedynie silnik 1.2 Turbo, to 118 koni mechanicznych dzięki niskiej masie powinno dawać świetne wrażenia z jazdy. No właśnie, powinno, tylko że po zajęciu miejsca za kierownicą zdajemy sobie sprawę z faktu że jest to automat, i nie jest to opcja, wersja GT dostępna jest tylko i wyłącznie w skrzynie EDC, zastanawia mnie co myśleli sobie inżynierowie tworząc ten samochód, nie znajduję realnego powodu dla którego tworzy się hot-hatcha z automatem, szczególnie jeżeli ten ma 118 koni mechanicznych. Ceny Clio GT zaczynają się koło 70 tyś złotych, podejrzewam że gdyby standardem była skrzynia manualna można byłoby tą cenę zmniejszyć, co bardziej zachęciłoby potencjalnych klientów. Ale nie ważne, zostawiamy to na razie w spokoju, i chcemy się przejechać, w końcu Renault twierdzi że to samochód sportowy, a przynajmniej jako taki jest przez nich przedstawiany. W katalogu mamy 9.2 sekundy do setki i 199 prędkość maksymalną, nie jest źle, aż do momentu wciśnięcia gazu, trzymamy do deski, i dalej nic, no właśnie, renault troszkę okłamuje w danych technicznych, w testach Clio uzyskuje ponad 11 sekund do setki, a co do prędkości maksymalnej też są spory, i chyba łatwo odgadnąć dlaczego przyspieszenie jest tak słabe, skrzynia biegów zabija całe przyspieszenie, i zabawę. Clio GT weszło do sprzedaży już jakiś czas temu, zawsze zastanawiałem się czemu jest ich tak mało, tylko raz widziałem takiego na drodze, a nie jest to samochód szczególnie drogi, ale odpowiedź jest banalnie prosta, mając 70 tysięcy do wydania na samochód, zdecydowałbym się na kupno Corsy, za tyle dostanę wersje Cosmo z silnikiem 115 KM, na papierze osiągi są gorsze, ale realnie wyprzedza Clio o sekundę, albo Skodę Fabię, z silnikiem 1.2 TSI, także na papierze wolniejsze, a stawiając je obok siebie na prostej Clio widziałoby tylko tył Fabii, która bądź co bądź, nawet w najlepszej wersji wyposażenia z silnikiem 110 KM jest od CLIO dużo tańsza. I tutaj dochodzimy znowu do inżynierów, po jaką cholerę montowali automat, który wykończył samochód, nim ten wszedł do sprzedaży, tego nie wiem, możemy jedynie podejrzewać że Renault tak bardzo wstydziło się tego że nie potrafi zrobić dobrej skrzyni manualnej, że zdecydowało się na szalony pomysł z automatem, zrobienie kiepskiego automatu nie jest niczym strasznym, każdemu może się zdarzyć.

sobota, 14 listopada 2015

CACTUS

    Nowoczesny, to chyba najlepsze słowo aby opisać wygląd Cactusa, chociaż pod nietypowym nadwoziem zmyślnie pokrytym poduszkami AIRBUMP kryję się także trochę techniki, może nie aż tak wiele jak u niemieckiej konkurencji, ale potencjalni klienci nie powinni narzekać. Największą zaletą Cactusa jest jego mała masa, co pomogło w poprawieniu osiągów i obniżeniu spalania, czym bardzo Citroen się chwali. Widząc Cactusa na ulicy nie da się go pomylić z niczym innym, zawsze będzie wyróżniał się z tłumu, prawdopodobnie właśnie dlatego będzie kupowany, aby się pokazać. Co mi się w nim podoba ? Po pierwsze design, a także to że zdecydowano się że nie będzie to samochód drogi, a w przystępnej cenie, z silnikami o niskiej mocy , ale w połączeniu z niską masą. Co mnie rozczarowuje ? Szczegóły, ale denerwujące, po pierwsze Cactus jest reklamowany jako samochód z kanapą zamiast przednich foteli, jakież będzie rozczarowanie klientów którzy zjawią się w salonie i dowiedzą się że jest to możliwe tylko w połączeniu z automatyczną skrzynią biegów i najsłabszym silnikiem benzynowym, druga sprawa to brak klimatyzacji w podstawowej wersji wyposażenia, nawet manualnej , wydaje mi się to dziwne, 99 procent osób zdecyduje się na dokupienie tej opcji, więc czemu nie zwiększono minimalnie ceny, i nie dodano klimatyzacji w standardzie, troszkę bije to w wizerunek firmy, a samo auto od razu kojarzy się z czymś bardziej budżetowym, takie rzeczy może robić Dacia, ale w Citroenie jest to delikatne faux-pas. Braku 6 biegu w mocniejszych silnikach także można się przyczepić, szczególnie w aucie które miało być z założenia oszczędne. Może dziwić też nazwa, ponieważ C4 Cactus od razu pokazuje swoje pokrewieństwo z C4, które tak na prawdę nie istnieje, to kompletnie inny samochód. Czy jest praktyczny ? Wydaje mi się że tak, ale raczej jako samochód do miasta, nie koniecznie w dalsze trasy, szczególnie z rodziną, ale to moja prywatna opinia, każdy ma oczywiście swoją. Podsumowując, czy kupiłbym Cactusa? TAK, i nie wiem czemu, nie mam pojęcia, po prostu ten samochód wywołuje u mnie pozytywne emocje, przyprawia o uśmiech na twarzy, wystarczy na niego spojrzeć i od razu człowiek lepiej się czuje. 

poniedziałek, 9 listopada 2015

Skoda Superb

      Jeżeli Skoda nie kojarzy wam się z luksusem to na pewno nie mieliście okazji jechać nowym Superbem, Zbudowany na bazie Passata, teoretycznie nie zaskakuje niczym szczególnym, silniki Volkswagen, skrzynie też Volkswagen, systemy, wyposażenie i wykonanie Volkswagen, czyli tak na prawdę jest to Volkswagen. Ale siadając na tylnej kanapie naszego Volkswagena Superba poczujemy się jak w o wiele droższej limuzynie, ilość miejsca z tyłu nie odbiega od flagowych limuzyn innych niemieckich marek. Ale ta wielkość Superba przekłada się także na jego osiągi podstawowy silnik 1.4 TSI nie jest trafnym wyborem, jego mocniejsza wersja wystarcza, ja wybierałbym co najmniej wersje 1.8 TSI  która pozwala na dynamiczną, i komfortową jazdę, do wyboru są także silniki 2.0 TSI 220 - 280 koni mechanicznych, ten drugi pozwala nam na szybką jazdę, a w połączeniu z napędem 4x4 jest wyborem idealnym. Co do diesli , zaczynamy od 1.6 TDI 120 koni mechanicznych, i nawet nie będę tego komentował, ten silnik wybiorą tylko firmy do aut flotowych. Moim zdaniem najlepszym wyborem w tym momencie jest słabszy 2.0 TDI , czyli 150 koni mechanicznych , jest dynamiczny, oszczędny i tańszy niż jego 190 konna odmiana, a podejrzewam że mniejsza moc przełoży się na jego większą niezawodność. Ceny Superba zaczynają się się od 80 tysięcy złotych, ale można tę kwotę podnieść do blisko 200 tysięcy złotych, czy to dużo ? Passat z tym samym silnikiem kosztuje trochę więcej, a moim zdaniem oferuje mniej, a jeżeli spojrzeć na limuzyny Mercedesa, BMW albo Audi jest to mała kwota. A patrząc na listę wyposażenia Superba i komfort, osiągi ,a także wygląd jaki nam oferuję zaczynam się zastanawiać dlaczego nasi rządzący nimi nie jeżdżą, przecież korona im z głowy nie spadnie jeżeli na masce zamiast znaczka Mercedes będzie Skoda, a na pewno ktoś kto podjął taką decyzję zaskarbiłby sobie moją sympatię tym że nie wydaje bezsensownie pół miliona na limuzynę która nie oferuję nic więcej niż taka za 200 tysięcy, to są jednak pieniądze wszystkich Polaków. Wiem że zaraz ktoś powie że liczy się coś takiego jak prestiż, ale jeżeli ktoś twierdzi że Superb nie jest prestiżowy, proponuję przejechać się do salonu i obejrzeć.

piątek, 6 listopada 2015

Hellcat

    Jakiś czas temu Dodge wypuścił dwa bliźniaki Hellcat. Charger, i Challanger, ob mają ten sam silnik 6.2 litra HEMI z kompresorem, generujące przerażające 707 koni mechanicznych, Charger z tym silnikiem jest najszybszym sedanem świata, osiąga 328 km/h , a do setki rozpędza się w 3.4 sekundy, to świetne osiągi nawet dla sportowych europejskich samochodów, a do tego jest tani, oczywiście w stosunku do porównywalnych samochodów, ceny w USA zaczynają się od 64 tysięcy dolarów, to fragment tego co na przykład E63 AMG, a do tego lepiej wygląda. Amerykańskie muscle cary zawsze wzbudzały respekt, a od jakiegoś czasu są w stanie konkurować z europejskimi odpowiednikami, pokazał to chociażby Ford decydując się na wprowadzenie Mustanga do Europy.
Amerykanie stworzyli niesamowite samochody, co przekłada się na ich sprzedaż, Dodge nie nadąża z produkcją, a czas oczekiwania na Hellcata był tak długi że firma była zmuszona na zaprzestanie przyjmowania zamówień. Na czym polega fenomen Hellcatów ? To dość proste, tak samo jak sam samochód. Duży silnik, duża moc, dobry wygląd, genialne osiągi, a wszystko to połączone z niezłą technologią, i niską ceną, powoduje że do salonów ustawiały się kolejki. Wyobrażacie sobie co stałoby się gdyby wprowadzono je do Europy ? Powiedzmy w cenie 300 tysięcy, to połowa tego co konkurencja, za tyle dostaniemy Mercedesa E400 albo E350 BlueTEC, BMW 535 i 530d, i to bez większości dodatków, decydując się na powiedzmy porównywalne M5 musimy wyłożyć co najmniej 500 tysięcy, ale można tą kwotę powiększyć do 600 tysięcy. Wiem że nie jest tak luksusowy jak Mercedesy, Audi czy BMW, ale na pewno daję większą frajdę z jazdy, chociaż mam wrażenie że nie 99% osób nie chciałoby mieszkać w sąsiedztwie właściciela Hellcata, ten dźwięk obudziłby nawet umarłego.

Dodge Viper

    Chyba już legendarny samochód, mimo że jego historia zaczyna się w 1992 roku, od tego czasu stworzono 5 generacji, niewiele się od siebie różniły, w przypadku Vipera każdy kolejny model był raczej ewolucją aniżeli rewolucją. Wszystkie mają podobne wymiary, i kształty, niskie, szerokie i muskularne nadwozie kryje ogromny silnik, w każdej generacji jest to V10, w najnowszej 8,4 litra, generuje 640 koni mechanicznych. A do tego boczny wydech , od którego bardzo nagrzewają się progi. Wszystko to sprawia że jest to samochód niepowtarzalny, i jedyny w swoim rodzaju, jako jeden z niewielu oparł się ideom ekologii, ale jest to jedna z zalet amerykańskich samochodów, choć jest to dość dziwne ponieważ Dodge należy do Fiata, a mimo to nadal montują monstrualne silniki.
W przyszłym roku do sprzedaży wejdzie wersja ACR, będzie mocniejsza , aż o 5 koni, ale w przypadku tej wersji nie ważny jest przyrost mocy. Dodge skupił się na poprawieniu aerodynamiki, dlatego Viper ACR oblepiony jest karbonowymi spoilerami, do tego dodano wielkie karbonowo-ceramiczne tarcze, i specjalnie zaprojektowane opony, i specjalnie zmodyfikowane zawieszenie. Rezultat? ACR posiada największą ilość rekordów na torach wyścigowych jako samochód drogowy.
Na razie tylko na torach w USA, Dodge dopiero planuje podbicie europejskich torów, co z tego wyjdzie , zobaczymy. Jakiś czas temu Dodge zapowiedział zaprzestanie produkcji Vipera, ale także stwierdził że wypuści kilka wersji limitowanych, mam wrażenie że będzie to tak jak z Veyronem, Bugatti przez wiele lat stwierdzało że jest to już ostatni model, ostatnia wersja. Więc nie pożegnamy jeszcze Vipera, a może wręcz przeciwnie, powinniśmy przygotować się na kolejne, coraz szybsze, i ostrzejsze wersje, aż się nie mogę doczekać.

środa, 4 listopada 2015

Pierwszy samochód

    Kończąc 18 lat najważniejszą rzeczą dla większości chłopaków(a także niektórych dziewczyn) jest zrobienie prawa jazdy. A następnie zakup samochodu, bardzo często po najdłuższych wakacjach między liceum a studiami, po których mamy trochę grosza. Większości marzy się V8 z tylnym napędem, albo cabrio. Im więcej mocy tym lepiej... a kończy się na hatchbacku z dieslem, bo po pierwsze rodzice się nie zgodzą, a jeśli ich zignorujemy to okaże się że ubezpieczenie samochodu nas dobije, i będziemy musieli pokornie do nich wrócić i poprosić o pomoc. W moim wypadku padło na stare Audi A4 Avant z dieslem , na początku byłem wściekły, jak to... mam jeździć kombi ? 18 lat i zamiast małego sportowego autka, mam ogromne auto i to z dieslem, potem powoli zaczęło docierać do mnie że wyszło całkiem nieźle, po pierwsze rodzice postawili na swoim , był oszczędny diesel, było bezpiecznie z mnóstwem poduszek powietrznych i masą blachy miedzy mną a drzewem w które mógłbym uderzyć. Ale dla mnie też wyszło dobrze, po pierwsze miałem niezłe wyposażenie, komfort, duże felgi, a do tego jedna rzecz której moi rodzice nie wzięli pod uwagę, moc , ten diesel był na prawdę niezły.  Może i było dużo poduszek powietrznych , ale co z tego skoro mogłem pojechać 200 i więcej, czy tyle jeździłem ? Odpowiedź jest dość oczywista, danie szybkiego samochodu nastolatkowi równa się jej wykorzystaniu. Czy się rozbiłem ? Hmmm , miałem stłuczke.
Czy kupiłbym takie auto jeszcze raz ? Chyba nie, jako pierwszy samochód kupiłbym coś za góra 2000, na pierwszy rok,  potem można myśleć o czymś ciekawszym, i nawet nie chodzi o to że się to auto rozbije, ale po prostu zajeździ, żaden młody kierowca nie wie jak jeździć, i nie ważne co by mówił jakim jest świetnym kierowcą, wiem po sobie i moich rówieśnikach, nikt nie umiał jeździć, po zdaniu prawa jazdy trzeba się wszystkiego uczyć, sprzęgło, hamulce, pamiętanie żeby nie ciągnąć na czerwone pole na zimnym silniku. Dlatego warto kupić auto którego nie będzie żal, jak najtańsze w miarę bezpieczne, nie ważne czy ładne czy nie, i tak pierwszy rok to będzie nauka na błędach. A gdy już dowiemy się wystarczająco dużo o motoryzacji, mechanice, jeździe, możemy sobie pozwolić na coś lepszego.

wtorek, 3 listopada 2015

Volvo

   Jeszcze niedawno synonim bezpieczeństwa, luksusu i technologi, a wszystko to oprawione w elegancką karoserię i gustowne wnętrze. Ale to było kiedyś, dzisiaj to raczej samochody tylko dla fanów marki, albo dla osób chcących się wyróżnić, potrzebujących troszkę więcej ekstrawagancji, ale to także nie jest aż tak dobry powód do zakupu. Volvo przegapiło pewien moment podczas którego Niemieccy i Japońscy konkurenci poszli o krok do przodu, i do duży krok. Najważniejsza sprawa to ilość samochodów w ofercie, niestety Volvo ma aktualnie w ofercie XC60, XC70 , XC90 , S60 i S80 plus ich odmiany kombi, a do tego V40. To znikoma ilość w porównaniu z innymi markami, szczególnie brak tutaj małego sedana, wielkości powiedzmy Mercedesa CLA, Do tego dochodzi już dość wiekowe S80 i VX70 , reszta oferty także nie jest szczególnie młoda. Powiedzmy że odmianę widać po nowym XC90, tylko pytanie czy to nie za mało, jednym modelem nie zachęci się klientów. Ale jest jeszcze inna ważna sprawa, dlaczego osoba chcąca wydać kilkaset tysięcy złotych miałoby zdecydować się na Volvo XC90 , a nie na przykład na nowe Audi Q7, albo Porsche Cayenne, można przecież kupić także Mercedesa GL , lub GLE, jest jeszcze tańszy acz nie gorszy VW Touareg. Możliwe że XC90 wygląda dobrze, i jest bardzo zaawansowane techniczne, ale które z tych aut nie jest, wszystkie są komfortowe, bezpieczne , i szybkie. Mamy szereg możliwości, najczęściej lepszych i także tańszych, więc nie ma szczególnego powodu dla którego mielibyśmy zdecydować się na XC90. Volvo przestało być symbolem bycia kimś szczególnym, i zeszło na margines, i aż do momentu w którym odnowi i rozszerzy swoją ofertę, nadal pozostanie marką dla fanów, i tych chcących się wyróżnić w "inny" sposób. Ale może to nie jest tak źle biorąc pod uwagę klientów firmy, chcą czuć się szczególnie nabywając samochód którego nie widujemy na ulicy co 500 metrów, gorzej niestety odnosi się to do firmy, która nie zarabia na tyle dużo aby być marką dla nielicznych jak np. Bentley, albo RR.  

niedziela, 1 listopada 2015

Definitywny koniec diesla

Kilka tygodni temu światem wstrząsnęła afera dieslowska, jeśli można tak to nazwać, bo podejrzewam że 99,9 % użytkowników silników diesla produkcji Volkswagena słysząc tę jakże sensacyjną wiadomość w wiadomościach, po prostu wzruszyło ramionami, i przełączyło program. Bo taka jest prawda, nikt poza osobami tworzącymi normy emisji spalin się tym nie przejął, bo niby z jakiej racji. Jeśli ktoś chce żyć w zgodzie z naturą decyduje się na rower, jeśli ma to gdzieś kupuje samochód, taki jaki jest dla niego wygodny, niektórzy benzynę, inni diesla, i po prostu nim jeżdżą , rozumiem że środowisko jest ważne, ale po co tworzyć śmieszne normy emisji spalin , których nikt nie przestrzega, dlatego montuje się turbosprężarki, a testy w warunkach laboratoryjnych wykazują minimalne wydalanie substancji szkodliwych, a każdego dnia ,przy mocniejszym wciśnięciu gazu nasz samochód wypluwa z siebie set razy więcej aniżeli jest napisane w dokumentacji. I tutaj dochodzimy do sedna, w dieslu ciężej jest oszukać badania, potrzebne są filtry DPF(które nie wiele pomagają bo i tak się wypalają co jakiś czas, producent twierdzi że w większej temperaturze i substancje szkodliwe są spalane, jakoś nie szczególnie chce mi się w to wierzyć), a także od jakiegoś czasu montowane są dodatki takie jak AdBlue, to znaczy co jakiś czas musimy dolewać specjalną substancję która ma obniżać spalanie. A wszystko to oczywiście żeby ułatwić nam życie, więc moim zdaniem to koniec diesla, normy są tak bardzo wyśrubowane że producenci muszą się uciekać do oszustw, a biorąc pod uwagę że nowoczesne silniki benzynowe z doładowaniem mają podobne spalanie i moment obrotowy jak silniki diesla, czas się pożegnać ze starymi dobrymi klekotami.
A co myślą o tym wszystkim klienci posiadający "wadliwe" silniki TDI ...  pewnie szukają dobrych prawników żeby wyciągnąć za darmo od volkswagena nowy samochód, i wcale im się nie dziwię , zrobiłbym na ich miejscu to samo.